Pamięci bohaterów

Im większy cel wytkniemy sobie do osiągnięcia, na tym większe ofiary potrafimy się zdobyć. Każdy z nas, gdy przyjdzie mu stanąć wobec trudnego zadania, często obiecuje coś poświęcić, byle rzecz upragnioną uzyskać.

Walki bez ofiar nie ma.

Walczymy nie tylko o cele osobiste. Istnieją sprawy, choć nie dotyczące naszego zawodu, chleba codziennego, czy osobistego szczęścia, które obchodzą nas częstokroć bardziej od naszej egzystencji, od naszego życia.

Sprawą taką jest przede wszystkim nasza religia. Za nią ginęli pierwsi chrześcijanie, za nią prześladowani byli katolicy w Meksyku, za nią zaludniały się wyspy sołowieckie, za nią krzyżowało się i ogniem paliło katolików w Hiszpanii. Nie ma wypadku w dziejach, by społeczeństwo katolickie pod przymusem wyrzekło się swej wiary, lub jak żydzi nieraz pozornie przyjmowali chrzest, przez wieki tajemnie wyznając talmud i zwalczając chrześcijaństwo (masoni). I my polscy narodowcy zdolni jesteśmy walczyć za naszą religię do ostatniego tchu.

Niemal na równi z krzewieniem wiary naszej troszczymy się o byt naszego narodu. Nie tylko wroga, wkraczającego w nasze granice, gotowi jesteśmy odeprzeć. W tym samym stopniu dążymy do unieszkodliwienia tych wszystkich sił, które wewnątrz naszego państwa starają się je niszczyć, osłabić, lub nie dopuścić do kierowania nim w sposób najbardziej interesom narodu służący.

Istnieją jeszcze, zwłaszcza na Mazowszu, stronnictwa, które programy swe chcą spełnić za pomocą mów wiecowych, rezolucji i głosowania.

Nasz ruch walczy o stworzenie katolickiego państwa polskiego narodu. Nie przez głosowania. Na drodze naszej napotykamy na przeszkody, których mowami nie zmieciemy. Idea narodowa zbyt jest groźna dla jej przeciwników, by nie liczyć się z ich najzacieklejszym oporem. Stąd przygotowani być musimy na ponoszenie ofiar.

Dotąd ich nie skąpiliśmy. Ilu narodowców przewinęło się przez mury więzień, Berezy, Warszawy, ilu zdrowie nadwyrężyło, ilu popadło w niedostatek? Historia naszej walki pisana jest w wyrokach sądów.

Krwią znaczyliśmy naszą drogę. W całym kraju rozsiane są mogiły bojowników o Wielką Polskę. Najlepszych działaczy i kolegów, którzy padli na posterunku.

Nie ma dotąd pomników i murowanych tablic, upamiętniających ich nazwiska. Żadnego z nich nie zapomnimy. Przyjdzie dzień, kiedy ulice miast mianować będziemy od nazwiska studenta Wacławskiego, sędziego Sielskiego, Woźniaka z Przytyka, wachmistrza Bujaka, robotnika z Warszawy, chłopów z Odrzywołu, Wyszyny, konińskiego, opoczyńskiego, wysoko-mazowieckiego i tylu innych.

Nie tylko cześć dla bohaterów naszych zachowamy i za przykład ich stawiać będziemy. Nazwiska ich wiecznie nam mówić będą, że walczymy o wielką sprawę. Walczymy o to, żeby Polska pozostałą Polską, żeby na ziemiach naszych dalej odprawiane były msze św. w kościołach, żeby na gościńcach i ścieżkach wznosiły się krzyże przydrożne, żeby państwo nasze realizowało politykę polską, a nie żydowską. I walczymy o ustrój, który zapewni państwu potęgę, o zapanowanie sprawiedliwości, o wytępienie nieuczciwości i łapownictwa, o zniesienie wyzysku, o godziwy rozdział warsztatów pracy o to, żeby sędzią, oficerem, żołnierzem, adwokatem, mógł zostać tylko Polak.

Mogiły naszych bohaterów przypominać nam będą, że walka o Wielką Polskę wymaga ofiar i że nawet życie warto poświęcić, by osiągnięcie celu tego przybliżyć.

Pamięć o tych bohaterach będzie bodźcem dla każdego z nas. Nie wolno nam zaznać odpoczynku, z żelazną wytrwałością walczyć musimy na powierzonym nam posterunkach. Stoczyliśmy wprawdzie wiele zwycięskich bitew i potyczek. Posuwamy się naprzód, ale gotowi być musimy do stoczenia walnej bitwy, która da nam zwycięstwo.

Czołem Wielkiej Polsce!